Opowiadania:
Jestem zmuszony donieść, że Siemon Michaił Budionnyj, jako, że niegdyś był bohaterem mojej opowiastki, a przyzwyczajony do bohaterstwa, zarówno swego, jak i bohaterstwa osobistych wąsów, dumy Czerwonej Armii, w sposób rozhukany wtargnął znów do mego opowiadania, rozkazując autorytatywnie.
-Przede wszystkiem podrap mnie po plecach, bo ten mój szynel ma gryzącą sierść! Zwołaj innych bohaterów swych opowiastek! A teraz siadaj i pisz, wołaj i pisz, wołaj i pisz!
Wyprężyłem się na baczność jak struna fortepianowa, dłonie ustawiłem przy szwach moich wełnopodobnych spodni i głęboko spojrzałem w oczy marszałka Siemona Siemonowicza.
-Tak jest towarzyszu Budjomnyj! Już wołam mych bohaterów, a muszę wołać głośno, bo niektórzy oddaleni są ode mnie piać lat nazad.
Siemon Siemonowicz zdjął z głowy budionówkę, rozpiął gryzący szynel, szablę powiesił na gwoździu, siadł na zydelku w pozycji wielce wojskowej i bacznie mi się przyglądał, jak przywoływałem moich bohaterów siłą odwidwienia. Nalał sobie szklankę wódki, wychylił jednym hałstem, wierzchem dłoni przetarł ogromne wąsy i beknął w moją stronę.
-Nuu, prawilno...
Tymczasem w drzwiach zaczęli pojawiać się kolejno Olgerd z Myśliborza z Waldemarem Piemontu, Koza Maciejowa z Kotem Maciejem, Józio z Janem, synem janowym, oraz pan Tadzio z chytrym oczkiem, z chudą Zosią. Marszałek spojrzał na malowniczą grupkę, nalał sobie szklankę wódki, wychylił jednym hałstem, wierchem dłoni przetarł ogromne wąsy i beknął w ich stronę.
-Nuu, pawilno...
Malownicza grupka bohaterów rozsiadła się wygodnie na tapczanie, parapecie, kanapopodobnej i przyglądała się bacznie, przesuwając wzrok, jak za pomocą sznurka, to na mnie, to na marszałka Związku Radzieckiego, zadając nam raz milcząco, a innym razem głośne pytanie...
-Czego oni chcą od nas, a szczególnie od tych, którzy już dawno zniknęli z kratkowanych zeszytów?
Tu zwróciłem się w stronę pytających.
-Trudno jest mi udzielić wam odpowiedzi, żeby was usatysfakcjonować. Tak zażyczył sobie Siemon Siemonowicz, a on, jako, że poza pełnieniem funkcji czysto wojskowej, był pierwej etatowaym pracownikiem Czerezyczajnej Kamisji, aż do czasu Projdionnoj Put`a, wie co czyni i wie co mówi, nieprawdzasz towarzyszu Budjonnyj?
Marszałek spojrzał na mnie i malowniczą grupkę, nalał sobie szklankę wódki, wychylił jednym hałstem, wierzchem dłoni przetarł ogromne wąsy i bekną w naszą stronę.
-Nuu, prawilno...
Spojrzałem na marszałka, oczekując, że udzieli dalszej odpowiedzi, ale on ogarniał nas wszystkich przenikliwym wzrokiem, tak jak jastrząb, przeczesuje jasnymi oczami stepy i rozlewiska i beknął w naszą stronę.
-Nuu, prawilno..
Zabrałem znowu głos.
-Więc w takim wypadku ja jestem zmuszony udzielić wam odpowiedzi, moi mili. Marszałek Siemon Siemonowicz, jest osobą publiczną, podręcznikową, bohaterem z krwi i kości, własnością naszą i wszechwłasnością narodów. Wszyscy mamy prawo go wielbić i bić mu pokłony. Pokłońcie się moi mili towarzyszowi Budjonnemu.
Malownicza grupka wstała z tapczanów, parapetów i kanapopodobnych. Prawe dłonie ułożyła na piersiach, zgięła się w pół, twarzami ułożonymi w stronę Siemona Siemonowicza i wspólnym chórem zanuciła przekonywująco, podkreślając akcenty w tych miejscach, gdzie oczekiwał Marszałek.
-Kłaniamy się wam, towarzyszu Budjonnyj.
I oto pewno chodziło marszałkowi. Świadomość własności narodów, ludzi od miast, wsi i od piór. On jest ludem, a lud jest nim, więc nalał sobie szklankę wódki, wychylił jednym hałstem, wierzchem dłoni przetarł ogromne wąsy i beknął w naszą stronę- Nuu, prawilno...
Raz jeszcze zabrałem głos.
-Moi mili, przy okazji chciałem wam przypomnieć, iż wy, właśnie wy należycie do mnie, jesteście moją i tylko moją własnością i chroni was kulawe prawo autorskie, chronię was ja, mym karabinem wielostrzałowym mauser, stojącym w koncie mojej samotni pisarczej, a jako, że unosicie się wolno w przestrzeni elektronicznej, każdy chłystek może was z łatwością schować was do kieszeni. Nie dajcie się moi mili, pozostańcie wciąż ze mną, a ja obiecuję wam, że zawsze, na każde zawołanie, usmażę wam omlet na maśle krowiopodobnym i ochronię was przed deszczem mokrych informacji. Pozostańcie mi wierni i uważajcie na cudze brudne łapy. Siemon Siemonowicz jest postacią z krwi i kości i do dzisiaj jeszcze pachnie prochem bitewnym i zakalcem z wojennego, szybko upieczonego chleba. Po niego każdy może wyciągnąć swą rękę, ale od was wara, bo zagryzę moimi świeżymi, prosto od dentysty zębami. Zwracam się z tym przy okazji, bo marszałek Budjonyj, nakazał mi was moi mili zwołać, ale dlaczego takie miał życzenie, nie wiem. Spytajmy może go wspólnie. Wstańcie i pokłońcie się towarzyszowi Siemonowi Siemonowiczowi, pewno udzieli wam wyczerpującej odpowiedzi. Malownicza grupka wstała z tapczanów, parapetów i kanapopodobnych. Ukłoniła się w pas Siemonowi Michaiłowi Budjonemu, marszałkowi Armii Czerwonej i bohaterowi Związku Radzieckiego i jednym głosem zadała pytanie.
-Towarzyszu Budjonyj, dlaczego nakazałeś wezwać nas z naszej przestrzeni wirtualnej, gdzie drzemaliśmy sobie bezpiecznie.
Marszałek spojrzał na nas wszystkich, nalał sobie szklankę wódki, wychylił jednym hałstem, wierzchem dłoni przetarł ogromne wąsy i beknął w naszą stronę.
-Nuu, prawilno...