Sabato serra, u stóp rathausu, zadawałem, może
trochę kłopotliwe pytanie Józiowi, który o dziwo, stał odwrócony przodem
do mojej osoby, a tyłem do miejskiego rathausu.
-Józiu, dlaczego nie dbasz o siebie i swój uliczny image, z którym powinieneś
obnosić się na co dzień, stąpając dumnie ulicami naszego miasta. Józiu,
nie mówię o twojej niemodnej, bikiniarskiej marynarce, lecz o twojej twarzy,
którą nazwałbym opryszczonym pyskiem, którym straszysz ulice naszego,
starannie odbudoawnego po najeźdźczej wojnie miasta. Józiu, spójrz do
lustra miejskiego, w którym codziennie przeglądają się nasi krajanie,
a ujrzysz pysk, który utkany jest pryszczem na pryszczu, a co pryszcz,
to ognisko zarazy, jakiej wydaje się, niczym nie ugasisz.
-Rozmówco, boli mnie to co mi mówisz. Znam dokładnie swoją twarz, którą
nazywasz pyskiem. Nieobce mi są moje ogniska zapalne, zwane potocznie
pryszczami, a muszę ci powiedzieć, że przypadek mój, niezmiernie rzadko
występujący w medycynie, nazwano już w okresie helleńskim, zjawiskiem-
egzemlum nonfektum. Dzisiejsza medycyna dała swoją nazwę tym przypadkom,
ale zapomniałem dziś tej nazwy, bo huczy mi w głowie, jak huczy przemysłowe
miasto. Po jednej stronie głowy mam gniazdo wypełnione głodnymi osami,
po drugiej stronie mam kaszę jaglaną. Głodne osy atakują kaszę, a kasza
uciekając przed nimi w panicznym strachu, stara się przebić przez mą skórę
twarzową na zewnątrz, w stronę bezpiecznego świata, czyniąc chroniczne
stany zapalne.
- Józiu, przepraszam cię za mój obskórtyzm i radzę ci, żebyś wydłubał
sobie dziurę w głowie, wtedy osy wyfruną, a kasza jaglana wysypie się
wreszcie do bezpiecznego świata
- Wysypie się, wysypie, wyfruną, wyfruną. O czym mi tu mówisz rozmówco.
Jak ja będę wyglądał z dziurą w głowie? Wtedy to już nawet nie spojrzy
na mnie, ani chuda Zosia, ani pan Tadzio swym chytrym wzroczkiem. Wolę
już chadzać po świecie pryszczatym, jak mnie nazywasz rozmówco.
- Jakie jest więc lekarstwo na twą dolegliwość, Józiu?
- Lekarstwem jest miłość, rozmówco, bo miłość to lek na wszystko
Józio odwrócił się tyłem do mnie, a przodem do rathausu, bo tam w sekretariacie
pracowała chuda Zosia i pan Tadzio też tam pracował na parterze na pół
etatu.
Nastało już późne sabato serra, więc szybkim kroczkiem wróciłem do mej
izby ubogiej, ale schludnej.
|