Nakazywałem, a może wręcz namawiałem
usilnie znajomych a nawet obce osoby, żeby wychodząc ze swych domów, mieszkań
górnych i dolnych, nakładali spodnie, lub spódnice, na nogi skórzane,
lub lniane buty, górą marynarki, albo szmizjerki, a na głowy kapelusze,
czy toczki. Spodem wymyśliłem duszki, czyli drobno tkane woreczki, albo
dwie rurki i nazwałem je skarpetkami, jak też niewymownymi. Nakazałem
wręcz wdziewać te wynalazki pod wierzchnie odzienia i ustaliłem to pod
rygorem kary, tak zwanej kary ogromnej, czyli mandatu płatniczego, który
należy płacić natychmiast, formularzem po wierzchu, a pieniądzem po jeszcze
większym wierzchu. Ustaliłem stwierdzenie faktu, gdy ktoś pokaże się na
ulicy, czy polnej drodze, na tak zwanego golasa, a wtedy musi płacić,
po prostu płacić karę. Siła pomysłu i perswazji jest ogromna, gdyż świat
teraz chodzi na codzień odziany, od ściany do ściany, i od narożnika do
krawężnika. Żeby nie być goło i do tego gołosłownym, chodzę ubrany w spodnie
rurowe, górą w szmizjerkę, a spodem mam majteczki tkane do ciała, wierzchem
do spodu. Chodzę na co dzień okryty, w zmyślne materiały, by samemu udowodnić
przydatność, oraz naddatność mego pomysłu i by pokazać, że to coś, co
znajduje się na wierzchu, jest wierzchnią warstwą nas samych, czyli my
na my.
|