Zamaszystym ruchem otwieramy butelkę
z napojem, wręcz pitnym, czy naftą palną, lub smarowniczą. Otwieramy efektownie,
by kapsel jęknąwszy hukiem lotnym, wylądował na przedmiocie użytkowym,
głowie przypadkowego świadka otwieractwa, czy wręcz na podłodze suknem
wyściełanej, lub drewnianej, a la nature.
Butelki odkapslowujemy w sposób nonszalancki, bo permisję daje nam sam
napit, czyli towarzyskie piwo, które wydudliliśmy tak, jakby nic, jakby
kolega kolegę trącił łokciem w koleżeński bok- Noo, Józiu, ech ty.-
Z butelki wypełnionej szczelnie naftą palną, kapsel wręcz zrywamy. Zrywamy
na prędce, nawet zębami, gdy w pobliżu brakuje profesjonalnego otwieracza,
bo ogień nie może czekać, a nam chce się palić i palić między zębami.
Naftę smarowniczą otwieramy jeszcze szybciej, niż pozostałe butelki. Kapsel
fruwając w powietrzu, zatacza krąg za kręgiem, oznajmiając światu, że
oto rozpoczynamy akt picia i palenia.
Naftą smarowniczą polewamy na prędce nasze gardła, kiszki, ale te przeznaczone
do napojów i płuca, od szczytów, do pobrzeży, żeby napój piwny ślizgał
się po organiźmie, niczym rozpędzona lokomotywa, a dym i ogień, który
dobywa się do naszych płuc, nie zalegał czasem w trzustce, czy w przysadce
organicznej. Kapsle fruwają jeden przed drugiego, a drugi przez trzeciego,
wpadając bez uprzedzeń na ścianę, na przypadkowych uczestników zdarzenia.
Walają się po podłodze i w harfie traw.
|