Opowiadania:
Pan Jan, jako jedyny dement w okolicy, grywał, zazwyczaj wieczorem, w otwartym oknie, skoczne akordeony. Jako jedyny imał się klawiszy rozciągłych, gdyż inni demenci, byli jeszcze na etapie kaszki mannej i kaczki, która fruwała całymi dniami u wezgłowia, a pielęgniarki, czy to szpitalne, czy domowe, rozgrzewały ich ciało ciepłymi dłońmi. Pan Jan grywał na akordeonie wieczorami, bo dzień cały schodził mu na szukaniu rozciągłego instrumentu. Szukał go pod powałą i po kontach swej janowej izdebki. Szukał go całymi dniami, przez wiele godzin, aż go, O!, znajdował w nieoczekiwanym miejscu, gdyż zwykle był tak zmęczony grą na ręcznym instrumencie, że ciapał go w byle kącie, z dala od swych dementnych oczu, zaszłych wieczorną mgłą.

Zadajemy sobie pytanie, dlaczego pan Jan wyróżniał się wśród innych dementów i dopiero wieczorno godzino nachodziła go mgła. Otóż Jan, zażywał za pomoco rąk pielęgniarki środowiskowej, pani Zosi, tabletke doustno, Metracynę.

Demenci, pytajcie w aptekach o ten cudowny lek.