- Na granicy jest strażnica,
a w strażnicy do swej lubej żołnierz pisał list. Pisał nadymając się
srodze, bo było nad czym się nadymać, gdyż luba miała oczy w kolorze
bawełny, włosy wyrosłe z głowy i zęby okrężne. Żołnierz nadymał się,
nadymał i nadymając wypełnił swą żołnierską osobowością cała strażnicę,
która mało nie pękła w szwach. Nagle pojawił się oficer do spraw politycznych,
ze słuszną uwagą.
-Hen daleko za mgłą, jest rodzinny twój dom, tam dziewczyna twa śpi, w
swej rodzinnej wsi.
Rzekł oficer i głęboko spojrzał w szczere, żołnierskie oczy. Dłońmi oficerskimi
poprawił jego osobowość, która sięgała od sufitu, do izby pamięci, a osobowość
ta wciąż jeszcze się nadymała, nadymała, tak po porostu, po naszemu, po
żołniersku.
-Gwiazdy tracą swój blask, gdy się budzi już brzask.
Odrzekł prosty żołnierz wypełniony świadomością klasową, miłością do dziewczyny
i odpowiedzialnością za granice państwowe.
Miłość do dziewczyny z rodzinnej wsi i odpowiedzialność za losy ojczyzny,
nagle rozerwały strażnicę na strzępy, do samiutkich granic. Prosty żołnierz
odrzucony miotem legł po prawo od gruzów strażnicy, a oficer do spraw politycznych
po lewo. Leżeli na wznak, brzuchami w stronę nieba, jak nakazywał regulamin
żołnierski i prawo moralne. Ponad Ojczyzną gwiazdy straciły swój blask
i zbudził się brzask, więc robotnicy udali się do hut, rolnicy do obór,
studenci do nauki, Syjoniści do Syjonu, a oni wciąż leżeli, leżeli, aż
przykryła ich mgła i zerwał się wiaterek od wschodu, niosąc zachodowi pieśń
tęskną oraz kamyczki i piach ojczyźniany.
|