Opowiadania:

Znany dusiciel z Ümlaut stał bezradnie na peroniku dworca niewielkiej stacyjki na południu Polski. Kapelusz nisko wsunięty w czaszkę, bródka okalająca dolną część żuchwy, płaszcz długi, niewielka walizeczka na niezbędne przybory i rekwizyty do duszenia.
Stał bezradny, bo z dalekiego Ümlaut i tak oczywisty, że Boliwia, żona miejscowego śródlądowego rybaka rzekła do Krystyny, córki tutejszego młynarza:
- O, spójrz, przyjechał w nasze strony dusiciel kobiet, pewno z daleka, bo jakiś taki cudzoziemski.
Stał jakby czekał na kogoś, ale śmiało spoglądał na dwie niewiasty, śmiało, jakby z oczu miał odczytać godzinę, lub cenę miejscowych truskawek.
Na peronik wpadł zdyszany Janek Kos, nauczyciel szkoły podstawowej, trzyklasowej, początkujący jeszcze poddusiciel, bez większych osiągnięć i stażu.
Przywitali się milcząco, długo potrząsając dłońmi. Dusiciel z Ümlaut dłonie miał wypielęgnowane, palce pianistycznie długie, nerwowe, elektryczne i jakby kaznodziejskie.
Janek Kos wziął walizeczkę cudzoziemca i wolno udali się w stronę Miedoni, znanej z wielkiej ilości wód i obfitości w tych wodach.
Kobiety podniecone nowiną również szybko podążyły w stronę miasta niosąc w ustach i gardłach pełność nowin domysłów i euforii.
Na tle krajobrazu dwie te pary oddalały się coraz bardziej, były coraz to mniejsze i mniejsze, aż wtopiły się w zamglone, ledwo widoczne zarysy miasta.
Obserwowałem i podsłuchiwałem Miedonię z dala, patrząc na zarysy starych, szacownych kamieniczek, wśród których panował mrówczy ruch postaci prawie Breughelowskich. To, co widziałem i słyszałem, świadczyło o niewątpliwym przybyciu dusiciela z Ümlaut - chichoty i rechoty bab, staruch bezzębnych, organiczne dźwięki, trzaski kości gnykowych, pogwizdy młódek.
Pod wieczór nastała cisza, więc zastanawiałem się, czy w Miedoni zabrakło już bezzębnych staruch, innych bab i młódek. Może leżą pokotem na kostce brukowej miejscowego rynku z podbiegnięciami sinymi na szyjach. Może dusiciel z Ümlaut wraz z Jankiem Kosem duszą cielęcinę z marchewką, a baby, z powodu rozdziawionych gąb z zachwytu nie mogą wydać najmniejszego pisku.
Szukałem odpowiedzi w reginalnej prasie, ale nie znalazłem żadnych wieści o tragedii Miedońskiej, ani o sukcesie Miedońskim.
Historia, którą najpierw zaobserwowałem, a potem opisałem, okazała się żadna, nijaka, a tak fascynująco zaczynała się. To już nie moja wina. Tak jakoś układają się czasami losy ludzi i miast. Nigdy nie liczmy na wiele.
Podejrzewam, że dusiciel z Ümlaut stoi i czeka na jakiejś ze stacyjek. Janek Kos może gdzieś krąży, ale co robią, skąd ich przezwiska - trudno dociec. Jedno jest pewne mieć przezwisko dusiciel, a jeszcze do tego egzotycznie z Ümlaut, to na początku każdej życiowej sytuacji można liczyć na zachwyt i pisk bezzębnych bab, oraz jędrnych młódek.