Opowiadania:
Z Zenonem Bob Artem zbierałem
złom i odpadki wielce przydatne z okolicznych i dalszych śmietników. Ku
temu zajęciu nie gnała mnie żadna bieda, jak mawia Anna Mokra w rozprawie
znanej fachowcom "Raport Anny Mokrej".
Ale do rzeczy.
Zenon dłońmi pianisty wypielęgnowanymi gerlennie przebierał puszeczki, skórki
kocie, miniatury wiatraków, kartki niepotrzebne zapisane maczkiem przez
chorych na obłęd, oblicza ludzkie i zwierzęce, serdelki nadające się bezsprzecznie
do spożycia.
Zanurzając się w pojemnikach śpiewaliśmy na cały głos, na dwa głosy pieśń
poszukiwaczy. Pogłos dobywający się z pojemników na śmieci nadawał patetyczności
i koncertowości. Sceneria nocy, lub poranka - teatralności.
Tworzyliśmy spektakl, gdzie sami wyglądaliśmy jak rekwizyty, nie mówiąc
już o miniaturach wiatraków, kartkach zapisanych maczkiem, obliczach.
Wokoło zbierał się tłumek gotowy w każdej chwili podjąć decyzję oklasków,
co czynił z wielką ochotą.
Teatr, magia, trochę zaduma, - gdzie jesteście teraz nasze dusze.
Zenon Bob Art zmarł nad ranem beznekrolożnie, bezprzemówiennie, bezorkiestrnie.
Muszę przywiązać się znowu do kogoś, na razie śpiewam z kotem na półtora
głosu.