Opowiadania:

Krowy wolno, majestatycznym krokiem, pełne ekologicznego w tych okolicach jadła i ciężkie od zbawiennego płynu dla gruźlików i osesków opuszczały zieloną kotlinę.
Przodem kroczyła dumnie szefowa, zwana przez pobratymki i nas wszystkich Panią Iwoną. Ze znanej obowiązkowości oglądała się za siebie, błyskawicznie przeliczając stado, opiekuńczo spoglądała w oczy pozostałym, potem szła dalej kołysząc nie tylko biodrami, lecz całym swym olbrzymim i skomplikowanym organizmem.
Czekaliśmy na nie przy wrotach folwarku, będącym resztówką olbrzymich latyfundiów, należących do dziada Olgerda z Myśliborza. Ziem żyznych, żywiących lud zdrowy, twardy, genami przekazywany przez dawnych powstańców i uczestników wojen kozackich.
Olgerd wyniosły, z obliczem gdzie malowała się cała nasza historia, ze swymi wzlotami i upadkami, obliczem z którego kapał nadmiar rasy, wskazał stado z Panią Iwonką na czele.
- Nasza szacowna i kochana Pani Iwona, jej prababka, choć przedstawicielka płci pięknej wielce przysłużyła się Ojczyźnie w jej historycznych tarapatach. Podczas powstania styczniowego dowodziła armatą na szańcach Myśliborza. Zyskała miano najlepszej puszkarki w okolicy i pochwały dyrektorów powstania.
Gdy przechodziły obok nas wszyscy poczuliśmy od Pani Iwony zapach prochu przekazany przez pokolenia. Szła dumna i biła od niej wielka odpowiedzialność za stado sobie powierzone i losy Ojczyzny.