Opowiadania:

Miałem niecodzienną przygodę z Krzychą tą od Marklów. Przygodę, która zdarza się raz w życiu, a miała miejsce w rozłożystej stodole, obrosłej dzikim winem, szacowno - derwnianej, z drzewa bukowego, rzadkiego okazu w tej okolicy.
Stodoła ta była usadowiona w malowniczej kotlinie, u jej skraju. Niepodpiwniczona, jak to zwykle bywa w stodołach, posobienna zwięźle, mosarna.
Zwieńczona dachem chroniącym od przeciwności losu, dachem tak wspaniałym i dostojnym, że dech zapierało przypadkowym odbiorcom, lub neutralnym oglądaczom tego niecodziennego zjawiska podmiejskiej architektury.
Podłogę miała wbrew innym klepiskom, lub murszakom - hebanową misternie wykonaną i wypolerowaną przez miejscowych hebanców, z drzew hebanowych zwożonych przez chłopów powracających zza oceanu z pracy zachlebnej, którzy uważali za punkt honoru przekroczyć granicę z belką hebanową na ramionach. Podłoga w stodole była błyszcząca i stale odkurzana.
Ściany wyścielał niemir i kaszmir w naturalnym kolorze zwisający od powały do hebanu.
Stodoła służyła bydłu rogatemu płci obojga, zakupionemu notarialnie przez wąsatych rodziców Krzychy.
Miałem niecodzienną przygodę w owej stodole z Krzychą, córką wąsatego Markla i wąsatej Marklowej.
Mógłbym cię zaskoczyć, że przygodą było to, iż mnie siedzącemu w kucki, Krzycha przyniosła z izby kromkę chleba ze smalcem i buraka do drugiej ręki.
Przygoda jedyna w swym rodzaju, bo kto widział jadać smalec z burakami.
Ale nie, muszę cię rozczarować, ja po prostu miałem z Krzychą stosunek tam na hebanowej podłodze, bo co tu dużo mówić jestem mężczyzną, a Krzycha wąsatą kobietą.