Opowiadania:

Nad Bożym Polem zajaśniało, rozświetliło. Miejscowe brzozy osteszczyło. Zza miejscowych brzóz wyłonili się dzielni żołnierzykowie. Przodem kroczył z karabinem pełnym kul Wąsaty Bartosz, napierał swym wielkim ciałem na cudze i w dodatku wrogie armaty, również pełne kul.
Wąsaty Bartosz był chłopem z chłopa i takim się czuł od rana do wieczora. Chłopem wąsatym kładł się w izbie i takim wstawał co rano.
Chłopem czuł się zarówno ciągnąc pług małorolny, jak i dzierżąc w dłoni karabin wielokulowy.
Wrogim kulom to on się nie kłaniał, gdyż nie kłaniał się byle komu, tylko proboszczowi i wójtowi.
Kroczył na znienawidzone armaty. Szedł prosto na nie i liczył kule, które z nich wylatywały z niebywałym hukiem... Cztyry, siedim, kóśm, dziesić, dzwanadcat. Bartosz na tym kończył liczenie, gdyż dalej nie potrafił, bo połowę książki od arytmetyki zjadła koza bartoszowa, dojna.
Bartosz kroczy, Bartosz liczy, kule z wrogich armat smalą wąsiska bartoszowe, jest już coraz to bliżej i bliżej ziejących znienawidzonych gęb.
- Dalej Bartoszu, dalej do przodu, zdejmij czapkę, ale nie bij pokłonów, pokłony będzie bił przed tobą proboszcz i wójt.
Bartosz ma w zasięgu ręki wielką armatę wroga, przed sobą nieprzyjaciół w ciężkich hełmach, tak ciężkich jak nocnik Jadzi. Hełmy te uciekają jak zielone zające i krzyczą
- Gott ist von uns umgekehrt mein schnurrbartiger Bartosch!
On nie słucha i tylko zakrywa czapką otwór armatni. Podnosi się krzyk barci bartoszowych, dzielnych żołnierzyków.
- Brawo Bartosz! Wiwat!
- Do naczalnika z nim po order okrągły ze wstążką skrzyżowaną!
- Do naczalstwa! Po order!
- Po wojnie będziesz nam Bartoszu przewodzić!
- Po wojnie uświadomisz nas!
- Wymieciesz krwiopijców do Londynu i za ocean!
- Gdy nowszy wiatr zawieje po latach, twój syn Bartoszu otworzy stragan z czapkami do zakrywania armat!
- Wiwat, niech żyje Bartosz Wąsaty! Powstańmy i póki co odśpiewajmy pieśń na stojąco!