Opowiadania:
Mój sąsiad karzeł, nazwijmy
go Karłem ze względu na nikłość, miał daleko posunięte aspiracje, by czymkolwiek
wyróżnić się wśród mieszkańców kamienicy, ba chciał cokolwiek pokazać całemu
miastu, które to miasto nawiasem mówiąc było średniej wielkości.
Karzeł zaczął nosić kapelusze z olbrzymimi rondami, czym upodabniał się
do przetaczanej ulicami lotni. Wybudował wielkie akwedukty dominujące nad
całym miastem, by doprowadzić wodę do swego kranu, którą czerpał z pobliskiej
rzeki. Zjadł publicznie parowóz, własność miejscowego taboru kolejowego,
za który to uczynek został ukarany przez kolegium do spraw orzeczeń i publicznie
skrzyczany przez samego dyrektora wyżej wymienionego taboru. Podgrzewał
mieszkanie lokówką do włosów, chwaląc się tym przypadkowo spotkanym przechodniom.
Grywał w szachy w sposób nonszalancki, bezczelny, wyzywający. Przedłużał
okres zimowy siłą swej woli, która to była przynależna maluczkiemu organizmowi.
Kamienicę swoją, oraz okoliczne, okamieniczał na amen, aż do momentu kiedy
jęknął Jan. Watażył, warłożył, umieszczał, kreszył całymi wyłogami, puszczał,
mamtoszył.
Robił wszystko by zwrócić na siebie uwagę wśród mieszkańców rodzimej kamienicy,
oraz najbliższej okolicy. Na próżno, każdy z mieszkańców miał wiele własnych
kłopotów, by rozglądać się na boki. Ja sam przez moje osobiste zmartwienia
chodzę po schodach naszej kamienicy z kocem wełnianym narzuconym na skołataną
głowę.
- Życzę ci Karle, by któryś z przechodni zwrócił na ciebie uwagę i krzyknął
w twoją stronę ...
- Cześć Karzeł !