Opowiadania:

Wczoraj pod wieczór wpadł do mego mieszkania w sposób rozhukany, kawaleryjny, nie znoszący sprzeciwów Siemon Michaił Budionnyj. Stwierdził, iż zrobi tu porządek, że od dawna zarówno on jak i Wierchułka do tego przymierzali.się

Szablę i budionnówkę zawiesił obok szynela na wieszaku i zabrał się za porządki ochoczo. Widać że robotny i zmyślny ten Siemon Michaił, gdyż wąsem ścierał kurze, ale i szorował nimi podłogi. Dłonie kościste, watażkowate ogarniały to, czego nigdy nie udało się sprostać Pani Rózi. Serce rosło, gdy obserwowałem marszałka jak doskonale wywiązywał się z zadań powierzonych mu przez Biuro Polityczne. Może zajdzie wyżej, a może jeszcze wyżej. Gardło Siemona wypełniała pieśń towarzysząca mu w pracy, pieśń tęskna, odrywająca fragmenty naszych wnętrz, które unosiły się aż po sam sufit.Ruchy jego rąk zamaszyste, przywykłe do szabli, szerokie jak step i sięgające kościstego barku czyniły z mego mieszkania salony, oraz gabinety godne wysokich urzędników biur powiatowych, a może nawet ministerialnych.

Wąsy wielkie, włochate nadawały tym salonom połysku damasceńskiego.

Pieśń i fragmenty naszych wnętrz u sufitu, optymistycznego jutra.

Na koniec marszałek Siemon Michaił Budionnyj wypił jednym haustem szklankę wódki w postawie wyprężonej jak struna, gestem fachowca, wirtuoza. Poprawił drugą szklanką, odwrócił się na pięcie, sięgnął po szynel, przytroczył szablę do boku, wcisnął budionnówkę najgłębiej jak umiał, aż zatrzymała się na wąsach. Zasalutował i w poczuciu spełnionego obowiązku opuścił moje mieszkanie.

Zacząłem analizować osobowość kochanej Pani Rózi. Wzrost też słuszny, gdyż była pleczystą babą. Wąsy - wynik starczo pracujących hormonów, jesionka niewiele różniąca się od szynela wielkiego marszałka. Po wielu doświadczeniach i długich naukach, dobrych chęciach, myślę, że pani Rózia sprosta kunsztowi Siemona Michaiła.