Opowiadania:
Jednooczec, rzadkokrążec,
urodzony umyślnie z jednym okiem, żeby krążyć rzadko, bardzo rzadko. Jednooczca
znalem przelotnie, spotykałem go sporadycznie, gdyż krążył niezmiernie nieczęsto
wokoło twojego i mojego domu. Te momenty, w których go spotykałem, były
momentami obezwładniającego pieruna. Jedno oko. Samotność tego oka nie spowodowana
kamieniem, skalpelem, kwasem ogórkowym. Jedno oko z założenia i nakazu,
z własnej, przymusowej woli, przymusowej do końca. Jedno oko, by powalać
świat na kolana, który waląc się robi dużo huku. Jedno oko, by zniewolić
i odebrać siły potrzebne spokojnemu zastanawianiu się nad istotą. Jedno
oko na złość Jadzi, która ma ich parzystą ilość.
Na ten przykład idę, a tu sprzed nóg, wyłania mi się w sposób rzadki jadnooczec
. Jestem wstrząśnięty tym widokiem, tak wstrząśnięty, jak Maciuś i jego
pokolenie. Stoję zniwolon do granic miasta i oniemam, oniemam do końca.
Jednooczec, rzadkokrążec, Jednooczec, rzadkokrążec. Oko jego i fakt jednooczctwa
tak mnie paraliżuje i oniemia, że po powrocie do ciepłego, obszernego mieszkania,
a la confortable, nie mam pojęcia, czy jednooczec jest psem, człowiekiem,
czy Nim. Tak jak pojęcia nie ma spotykająca go Iwona, dwuoka Jadzia, pokolenie
Maciusiowe, Nakło i Piekło oraz tutti.
Widzę jedno oko i nie widzę nic. Rzadko je widuję i nie wiem nic i nikt
nic nie wie, bo o to tylko chodziło Jednooczcu rzadkokrążcowi, który tak
właśnie urodził się z własnej woli i własnego nakazu.