Opowiadania:


-Ech, zarzucić kamizelkę i udać się na długi spacer. Ech, udać się , bo tak pięknie świeci słoneczko, bezchmurne i złote. Ech, zarzucam kamizelkę modrą jak niebo, które otacza nas i nasze słoneczko. Ech, wychodzę z otworu drzwiowego na drugą stronę, gdzie powietrze czyste jak kołnierzyk magistra, a kamizelka dynda na plecach, niczym babel. Ech, spacerek w modrej kamizelce udaje mi się a la complett, spacerek pod modrym niebem i bezchmurnym złtym słoneczkiem. Idę chodnikiem wykonanym z płyt według najnowszych technologii, polną drogą wykonaną i wydeptaną przez ludność wioskową, wielopokoleniową. Idę lasem wykonanym przez Boga i zaakceptowanym przez rogatą i nierogatą zwierzynę leśną. Idę groblą stworzoną przez cyganów, by przetaczać nią tabory wielorodzinne. Ech, idę, idę przed siebie na wprost, dochodzę wiedżgoru, na skraj mapy pieszej, stworzonej przez kartografów dla mrówek, węgorzy, bocianów i dla mnie. Trudno iść dalej, bo kamizelka modra odbiła mi nerki i wbiła się w pachy do barku. Nogi stały się skośne nie do wytrzymania, a brzuch skowycze.
Ech, pora wracać groblą, lasem, drogą polną, chodnikiem. Pora powrotu.
Ech, tak jakoś jest, że pożegnania i powroty, powroty i pożegnania.
Witaj otworze drzwiowy, już przechodzę na twoją drugą stronę, gdzie czeka mnie radosna gromadka z łysm dziadkiem na czele.