Opowiadania:


Wczoraj pod wieczór zwróciła się do mnie Lady Makbet za pomocą linii
telekomunikacyjnej oraz słowem bezpośrednim, stając przede mną w postawie
lady.
Pani Makbet zwróciła się żebym ją dziś umieścił w opowiadaniu jako dekorum,
jak też pryncypium.
Ująłem ją delikatnie za sceniczną dłoń, zapominając, iż ta nieludzka dłoń jest
mokra od krwi ludzkiej i zwierzęcej. Ująłem ją czeskim dotknięciem co uznała
za całkowitą moją akceptację dla wysokiego rodu państwa Makbetów. Ująłem i
wprowadziłem na częściowo zapisaną kartkę papieru, gdzie już oczekiwał na
nią Twardziel Zbychu, Koza od Mikołaja oraz Banał nad Banałami i Kwaśny z
Miodzią.
Przez gąszcz literek, skreśleń, pewników i wątpliwości przeciska się Koza od
Mikołaja z brodą mokrą od koziego mleka i mikołajowych łez, wilgotna od
potu.
- Droga Lady, podaj mi swą mokra od krwi wszetecznej dłoń, a powitam cię czołem i brodą, też mokrą mokrością wysoce osobistą. Witam cię szanowna Lady i udostępniam ci moje niezapisane linijki w zeszycie, byś wystąpiła w nim jako dekorum, rekordum i pryncypium dla nas maluczkich, mimo, iż mamy w naszym gronie twardziela, Twardziela Zbycha. Twardzielu Zbychu, powiedz coś mądrego szanownej i krwawej Lady, coś na poziomie arystokratycznym.
- Milordzie - rzekł Twardziel - nasza ty jedyna, a nie brzydka zarazem, krew nie woda na dłoniach jest mi również nie obca i nie ofca, witam, cię na naszym pokładzie kartczanym i w loży niedostępnej przez kochaną wiecznie dojną kozę. Milordzie, otwórz ramiona w które zaraz wpadnę, a wtedy coś skombinujem. Te Kwaśny, pchnij no słówko tej damie o czerwonych rączkach. Kwaśny, jeśliś głuchy i papierowy, to Miodzią cię zastąpi- dodał Twardziel Zbychu.
-Damo moja od autora na Sz. - odezwała się Miodzią, - zajmij swe miejsce koło mnie, gdyż to miejsce jest jeszcze bialutkie, zabarwione jedynie kreską drukarską. Będzie nam godnie i wygodnie, a zarazem wszetecznie na tej kartce. Będziemy zdobniejsi niż Kot Madejowy i Olgerd z Myśliborza. Damo moja, daj czerwoną rączkę, a zaprowadzę cię między...
Nie minął poranek jak zorientowałem się, iż Twardziel Zbychu, Koza od Mikołaja, Kwaśny z Miodzią, zagospodarowali się na mych kartkach po swojemu. Na moich kartkach po swojemu. Teraz Twardziel przenika krwawą Lady po swojemu, po naszemu jak powiada. Koza od Mikołaja utwierdza Miodzie przed Kwaśnym. Utwierdza i wręcz potwierdza Twardzielowi, na przekór Lady i Ladyszkowi oraz Ladyszowi. Pomruki dobywają się z miasta jak i mlaskania, dobywają się też piaski wszeteczne. Krąży słowo bezmoje, po naszych plecach, niedosiężne, gdyż ręce mam niewygimnastykowano. Trudno mi ich dostrzec, bo okulary podziały się gdzieś pod łóżkiem. Toż ja ich nie słyszę, gdyż pan doktor nie wyciągnął waty z mych uszu.. Po prostu nic nie ma i nic nie było, bo nie wiem, nie widzę, nie słyszę, nie wącham, gdyż mam za duży nos.
- Co do mnie mówisz?
- Nie, ja o niczym nie wiem, bo to wszystko poza mną. Został mi tylko Banał nad Banałami i tego się trzymam. To jest mój pewnik, prawnik i poradnik. Straciłem wszystko, wszystko, tylko banał skrzeczy pod marynarką i w spodniach, a na dworze siąpi deszczyk w kształcie małych okrągłych kulek.