Okazuje
się że dekret prezydenta, a nie natura zmusza rośliny by wiosną lub inną
porą roku wydały ogólnopachnące kwiaty, z których jedne pachną internalistycznym
Chanelem - o zgrozo, a inne swojsko, - Przemysławką Newską Nocą lub nami
samymi. Kwiaty polskie uporządkowane wewnętrznie, karne i spolegliwe w stosunku
do nakazów państwowych, nie wdając się specjalnie w zbędne dyskusje nad
poprawkami do ustaw, bojąc się kar administracyjnych wypełniają to co nakazuje
władza, potępiając wsteczne elementy, które czerpią swe zapachy według zachodnich
wzorów. Kwiaty polskie, które wypełniły swe kwiatowstwo w dniu ósmym marca
wydają zapach spracowanych i zasłużonych robotnic ze szwalni, lub walcowni
stali, natomiast te które zakwitły szesnastego listopada pachną diablotką,
tanią brandy i kawą zalewaną wrzątkiem. Są inne rośliny które rozkwitają
oraz rozzapachują się w różnych porach roku, podczas dat wyjętych przypadkowo
z kalendarza i powinność swą zapachową rodzą lojalnie i uczciwie według
dekretów prezydenckich. Znane są też kwiaty sprowadzane przez szpetne kwiaciarki
w obdrapanych bramach, które sprzedawane są za rogiem, w pośpiechu, na pniu
, z ręki do ręki - forsa, kwiat, forsa, kwiat. Kwiaty te wydają zapach obcy
moralności prezydenta, gdyż nie w tym zapachu dorastała jego młodość. Pachną
błotnistym Hong-Kongiem, stalą Kruppa, lub koncernem papierosowym American
Cigaretto CO Overseas LTD, albo domem mody Tiffani. Brrr...
Kwiaty polskie, mam was na co dzień, gdyż tomik poezji mojego ulubionego
poety noszę wciąż w kieszeni.