-
Znany fotograf, na trochę artysta, a na drugie trochę reportażysta, pan
Apa Rad
czekał przez cały swój artystyczny żywot na okazję do zrobienia zdjęcia
swego życia.
Poił Bogu ducha winnych przechodni alkoholem, by w szczytowym momencie
upodlenia pstryknąć im w mętne oczy fleszem. Fotografował wróbla który
stęsknionym wzrokiem obserwował klucz bocianów odlatujących do Egiptu. Uwiecznił
motorniczego tramwajów miejskich, który odbiera nagrodę i gratulacje od
prezydenta
miasta za pobicie rekordu szybkości elektrycznych wozów szynowych. Dziecko
które
zakończyło płacz, oraz te które rozpoczęło szósty rok życia. Panią Jadzię
na golasa.
Wannę w której topiły się całe pokolenia Kujawian. Cukierki nadziewane prehistorią,
pełne wykopalisk. Prezydenta ojczyzny podczas rutynowej kłótni z napotkanym
szewcem. Menażkę z manierką za pan brat, oraz pana Tadzia któremu stoi
napisane.
Pan Apa Rad dwoił się i troił, oraz czworzył i pięcił, by zadziwić świat
fotograficznej
prasy, jak też oglądaczy z czytaczami kolorowych pism.
Fotografował.
Fotografował, pstrykał, fleszył, kumkał, bresturzył, stobarczył czekając
dnia i
momentu, splotu sytuacji, układu zdarzeń i myśli, planów zwierzęcych i ludzkich,
decyzji wiatru i słońca, Boga i szatana, by spełnić swą duszę artysty reportażu.
Nadszedł oto szesnasty listopada, a było to we wtorek, gdy wraz ze swym
aparatem
fotograficznym pan Apa Rad znalazł się u zbiegu ulic Wielkich Waleni z ulicą
Marcelego Nowotki. Niebo rozwarło się nagle, z którego to wysunęły się trąby
anielskie, które swym niebiańskim dźwiękiem oznajmiły Apa Radowi iż coś
ważnego
się zdarzy. Panu Apa zagrały do wtóru waltornie duszne, więc wyprężył się
uroczyście, ujął mocniej w dłonie aparat fotograficzny i czekał, czekał,
spoglądając
bacznie to na ulicę Wielkich Waleni, to na ulicę Marcelego Nowotki i dojrzał.....
dojrzał to na co czekał całe życie.
Oto od ulicy Marcelego Nowotki zbliżają się do Rada wielkie walenie z czystymi
kołnierzykami na swych uroczystych białych koszulach. Miany mają jabłcze,
owalne,
pierwszy raz wystawione do fotografii na modłę modemu. Od ulicy Wielkich
Waleni
podążają w stronę pana Apa Rada trzej Marceli Nowotko we wspólnej marynarce
uszytej na miarę czasów. W dłoniach dzierżą dzierż stalowy, inkrustowany
sabastrem
w kolorze podobnym do lakieru.
Zbliżają się wszyscy do siebie, coraz to szybciej, by zdążyć z wzajemnym
powitaniem pierwszy raz od czasów powstania miast i ulic, zdążyć zanim zamknie
się
przysłona aparatu fotograficznego pana Apa Rada, kliksząc na całe miasto.
Klik, klak.
Niebo zamyka się, chowają się trąby anielskie, dusza pana Apa milknie, bo
oto
spełniło się to co miało się spełnić. Tylko mysz miejska która uniknęła
rozdeptania
przez wielkie walenie, a została uwieczniona również na błonie fotograficznej
w
kolorze czarno-białym bije brawo na lewo i na prawo, to w stronę wielkich
waleni, to
w stronę Marcelich Nowotko, to znów Apa Rada.
Warto było żyć, myśli pan Rad, warto dźwigać ciężar niespełnienia, by kiedyś
usłyszeć trąbę z nieba.
Zdjęcie pana Apa Rada, zdolnego reportażysty pod tytułem- "To musiało
się zdarzyć"- uzyskało nagrodę specjalną nadaną przez Organ na wystawie
fotograficznej pod hasłem "Sojusze".