Opowiadania:

Wojtuś Sakiewka za swego sakiewkowego życia był udręką okolicznej ludności, ba całego miasta średniej wielkości usytuowanego na południu Polski.
Przede wszystkim Wojtuś sikał tak głośno po nocach, że sąsiedzi spać nie mogli przewracając się z boku na bok. Kiedy Wojtuś szedł do pobliskiego baru mlecznego z menażką po zupę jarzynową, którą zwykł spożywać o odpowiedniej porze dnia, dzwonił nią o bruk tak głośno jak dzwony parafialnego kościoła i z tego też powodu baby miasteczkowe pospiesznie szykowały się do kościoła. Kichał jeszcze głośniej po drodze, tak głośno, że mieszkańcy okolic ustawiali się w kolejkach do internisty. Buciorami walił o tenże ten bruk na tyle mocno ze obsuwały się zewsząd latrandy i kamiony, a śpiewał przy okazji pieśń jarzynową tak tęskną, że mieszkańcy miasta średniej wielkości usytuowanego na południu Polski zalewali się łzami i tym samym zagrażali okolicy powodzią, oraz innymi klęskami żywiołowymi towarzyszącymi nadmiarowi wody, takimi jak na przykład zbyt duża populacja fląder na jednego mieszkańca.
Wojtuś Sakiewka wyjątkowo dawał się we znaki całej okolicy podczas prywatyzacji rozlewni mleka imienia "Róży Radio Luksemburg" na rozlewnię "Idzie Nowe Wojtusiowe", oraz przy prywatyzowaniu klucza żurawi, które od czasów piastowskich są nieodłącznym elementem miejscowego pejzażu. Ów klucz od zawsze był państwowy, niegdyś piastowski, a do dzisiaj należał do Własności Rolnej Skarbu Państwa. Wojtuś prywatyzował je z takim rozmachem, że obalał przy okazji miejscowe pomniki i komy czynszowych kamienic, wrzeszcząc wniebogłosy, że wszystko sprywatyzuje i sprzeda Grubemu Niemcowi, czym zbulwersował Masło, Wapno i Karła Miejskiego, oraz innych, których przez wrodzoną delikatność nie wspomnę. Wojtuś Sakiewka niewątpliwie był udręką okolicznej ludności oraz całego miasta średniej wielkości osiadłego gdzieś hen daleko, blisko południowych granic ojczyźnianych. O takim Sakiewce słyszałem od miejscowych na przystanku PKSu, który to burmistrz tego miasta usytuował pod blaszaną wiatą.
Dziś Wojtusia Sakiewki nikt nie spotyka i nie wiadomo do końca co się z nim dzieje, czy wyprowadził się, czy co, nikt nie potrafi odpowiedzieć na to pytanie. Są tacy którzy opowiadają iż Wojtuś podobno powiesił się złośliwie na miejscowym drzewostanie, a inni że wyprowadził się na Gerlandię i żyje na kocią łapę z niedźwiedziem gerlandzkim.

Ot, historyjka o Wojtusiu Sakiewce i mieszkańcach miasteczka na południu Polski, ot taka jak wiele innych zasłyszanych na zapomnianych przystankach autobusowych. Wysłuchałem, zapomniałem o niej zanim wsiadłem do autobusu rejsowego, pomalowanego na kolor niebieski, taki jak nasze ojczyźniane niebo, po którym płyną klucze żurawi, własność Rolna Skarbu Państwa, nie do końca sprywatyzowana. Zapomnij i ty o Wojtusiu zaraz po przeczytaniu tej powiastki.