Stiwi
Ł, o imieniu i nazwisku Stiwi Monter zakładał wszelkiego rodzaju instalacje
ochoczo, z wesołą pieśnią na ustach i z optymistycznie zawiniętymi rękawami
u swej kraciastej koszuli.
Niegdyś montował pewne urządzenie u babci Wrony, czyli wełnopodobną instalację
do ocieplania ciał ludzkich, a przeznaczoną do używania jej na ruchliwych,
zimnych ulicach, lub wśród zimowych bezkresnych pól. Zmyślne to urządzenie
zamontowane przez Stiwiego babci Wronie przykrywało babciny tułów. Zapięte
zostało przez niego z przodu, a ręce zgrabnie przykrył dwoma rurami z tego
samego materiału co okrycie tułowowe. Przedmiot ten przy babcinej szyi posiadał
wałeczek ze zwierzęcego futerka. Stiwi Ł zapiął urządzenie, odśpiewał jej
wesołą piosenkę, czym zasłużył na babciny uśmiech.
Monter instalował pisarzom między dwa palce wąskie metalowe rurki pełne
niebieskiego płynu, by mogli na białych kartkach papieru opowiadać nam o
miłości i nienawiści. Montował je ochoczo i wesoło, co doceniali w szczególności
wąsaci pisarze.
Okolicznej ludności zainstalował skórzane urządzenia na stopy, by ludność
ta mogła swobodnie przemierzać przez najbliższe miasta i wsie, a tym co
owych skórzanych urządzeń nie posiadali Stiwi sporządził żelazny przedmiot
z oknami, na gumowych kołach, by też mogli swobodnie podziwiać miejskie
i wiejskie okolice.
Urządzał, montował, instalował, kotworzył, zapinał, odpinał, by znów zapiąć,
zaginał, prostował. Za każdym razem pieśń wesoła wylatywała z jego gardła,
ku chwale zainteresowanych i otoczenia.
Jak słyszę go w radiu, lub w telewizorze to wiem że coś nowego zostało zamontowane
z korzyścią dla montobiorców i serce mi rośnie a do oczu cisną się łzy wzruszenia.