Nasza
okolica słynie z wielkich kur i małych owiec. Owca z baranem na barana jest
dużo mniejsza, niż kura bez koguta na plecach. Z czego to wynika? Otóż tak
postanowił wojewoda naszego okręgu, człek nieprzejednany w swych decyzjach
i apodyktyczny.
Wojewoda z nikim nie konsultował swego, jak mówił rewolucyjnego posunięcia,
a dokonał tego krzycząc gromkim głosem na napotkane owce, by się zmniejszyły.
Krzyczał takim tonem, tak dobierał i modulował głos, iż te biedaczki kurczyły
się w sobie ze strachu. Kurczyły się i kurczyły, aż skurczyły się na amen.
Stały się tak małe, jak dziecięce konewki, którymi dzieci z pieśnią na ustach
podlewają miejscowe brzozy i dogaszające się pożary. Wojewoda nie krzyczał
na dzieci i nie apodektycznił im, gdyż bał się skrycie stalowych oczu Justynki
i Robercika, bo one jakoś tak patrzyły na niego i patrzyły.
Natomiast wrzaskiem powiększał kury. Głos jego był tak donośny i wielki,
że kury gdacząc w niebogłosy ze strachu pobudzały do intensywniejszej pracy
swe kurze przysadki mózgowe, które to rozrastały kurzy organizm do niebywałych
rozmiarów. Rosły w błyskawicznym tempie, gwałtownie kończąc swój rozrost
na dwa cale przed wielkością wojewody, gdyż ten zaniepokojony zawieszał
raptem głos i w tym momencie następowała wojewódzka cisza, aż słychać było
mlaskanie zaciekawionych żab.
Pan wojewoda posiada władzę i nie musi się przed nikim tłumaczyć ze swych
poczynań. Pan wojewoda krzyczy i zmniejsza lub zwiększa, natomiast większość
jest po naszej stronie.
- No nie, Józek?
- Józek , obudź się, do ciebie mówię.