Opowiadania:
Nie obrażając w niczym wodza
i nie zważając iż ma za dużą czapkę i za długie rękawy przy mundurze jaki
sobie uszył na czasokres dalej wymienionej i późniejsze czasy. Nie obrażając,
nic mu nie ujmując, mimo rudej bródki i rudawych włosów okalającym błyszczącą
czaszkę.
Nie obrażając i nie ujmując, był jaki był, mimo iż nazwał rewolucję którą
rozpętał, rewolucją imienia Madame Butterfly ze względu na lekkość i poetyckość,
oraz delikatność w samym jej założeniu.
Zmienił ją, lub okoliczności zmieniły w rzeź inteligencji, ludzi wartościowych,
uczciwych, mądrych. Na wszystkich nie wypalonych drzewach, krokwiach zburzonych
kościołów zawiśli poeci, budowniczowie własnego ja, arystokracja duchowa
i perestienna, zawiśli sklepikarze, pracownicy kolei żelaznej, pocztowcy,
kolekcjonerzy znaczków i starych monet, chłopi posiadający dwie pary butów,
zawisło jeszcze wielu, wielu.
Wódz uzasadniał, doświecał tych którzy uwierzyli, oświecał tych pozostałych,
poklepywał oprawców. Przemawiał z wysokich balkonów, wież ocalałych póki
co kościołów, z wysokości lokomotyw przygotowanych, by nieść dalej i jeszcze
dalej myśl wszechmiar słuszną i postępową.
Lud uwierzył iż musi ponieść pewien dyskomfort by jutro wąchać bezkresne
łąki, zobaczyć dalszy widnokrąg, ujrzeć jak naprawdę wygląda lot motyla.
Powstali nowi poeci, nowe buty szyli nam nowi szewcy, domy stawiano bez
dachów, natomiast z podwójnymi piwnicami. Ubrania szyte były na miarę nowych
ludzi, drogi budowano tylko jednokierunkowe.
Po powieszeniu kilkunastu poetów, zatknięciu kilku chorągwi, po podpaleniu
miejscowych uniwersytetów odnalazłem swoje nowe ja i przestałem zwracać
uwagę, iż wódz ma czapkę za dużą, za długie rękawy przy mundurze i rudą
bródkę, oraz wyglansowaną czaszkę. Odnalazłem swoje nowe ja. Zapomniałem
o mym dawnym stanowisku w dziale buchalteryjnym na niższym szczeblu, w urzędzie
o jeszcze niższym szczeblu w skali mego miasteczka i stałem się pisarzem,
pisarzem pożądanym, wizjonerem jutra.
Moi oddani i wierni czytelnicy nic nie rozumieją z tego co piszę. Mimo tego
nie gasną oklaski w księgarniach, nie mówiąc o oklaskach w drukarniach,
gdzie tłumy otaczają wianuszkiem maszyny rotacyjne. Wiem skąd ten cały konglomerat
nonsensu.
Teraz chyba wiem po co żyję.