Opowiadania:
Miasteczko Żabowo koło Wielkiego
Kacka, od lat, od długich lat słynęło z oddania się bez reszty rock and
roll'owi, gdyż z gminnej stodoły co środę dudniło gitarami, bębnami, oraz
saksofonem nastrojonym na kozę.
Mówiono, że ten dziwny przebieraniec, który zjawiał się w te dni na estradzie
to sam Elvis Presley cichaczem przybywały z dalekiego Memphis, bo ulubił
sobie Żabowo i już. Co środy przychodziła do stodoły Gruba Grzecha, gdyż
bardzo spodobał jej się ten chudy z bakami i małymi oczkami przybysz zza
oceanu, który zwykł jej szeptać przy powitaniu
- Good bye, my little frog.
Szeptał jej do ucha szelma jeden i zabierał się do rock and roll'owej roboty
drząc gardło na całe gardło, by udowodnić wyższość akustyki stodolanej nad
akustyką sali concertowej Legass Wass w Las Vegas. Elvis wrzeszczał i patrzył
głęboko małymi oczkami w arbuziaste oczy Grubej Grzechy, a ona oddańczo
odpowiadała mu arbuzami. Rythm muzyki kołysał żabianami, a ci patrzyli na
siebie i patrzyli.
W przerwach między "Love me tender", a "Blue suede shoes"
Elvis szeptał do ucha Grzechy...
- I beg you to try to get the passport the viza and the permit to entry
to Memphis.
Powtarzał i jeszcze raz powtarzał.....
- I beg you to try to get the passport the viza and the permit to entry
to Memphis.
Powtarzał jej to w każdą środę, a Gruba Grzecha leciała do biura paszportowego
co czwartek składać odwołania i była podobno u samego naczelnika Wydziału
Paszportowego przy Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego w Żabowie.
Lata leciały, Elvis błagał...
- Please Gruba Grzecha, błagał Please....
Dalej pisać już nie mogę, bo łzy zalewają mi pióro, kartkę i ściekają na
buty, a gdy spojrzę na tę biedną Grzechę w żałobnej czerni to ryczę tak
głośno, aż stodoła w Żabowie rozpada się z jękiem.