Opowiadania:

Wstałem z łóżka nad ranem, narzuciłem szlafrok i nie zastanawiając się wiele ruszyłem na Biegun Północny. Szedłem bardzo szybko, nogami przebierając jeszcze szybciej, żeby nie zmarznąć, bo zima była sroga a biegun podobno jeszcze sroższy od zimy zamojskiej. Wiatr poranny rozrzucał poły mego szlafroka na kształt białego nietoperza i dokuczał mym oczom, które niezmiernie łzawiły. Szkoda że nie wziąłem z sobą chusteczki do nosa, to błąd, pierwszy błąd mojej wyprawy. Błąd swój musiałem korygować połami szlafroka i wierzchem dłoni. W miarę jak piąłem się wyżej, coraz to wyżej na kulę zwaną ziemską wiatr się wzmagał i zima srożała. Popełniłem drugi błąd, zamiast do bamboszy nogi wsunąłem w laczki, które podczas szybkiego marszu zgubiłem przed Gerlandią, więc musiałem przyspieszyć kroku, by bardziej nie zmarznąć w stópki. Z dala, wśród zamieci ujrzałem krajobraz pełen białych niedźwiedzi, fok które do tej pory znalem z cyrku, a tam po mojej lewej ręce machał do mnie Odarpo syn Egigwy, więc i ja mu pomachałem czerwoną od zimna i mokrą od łez dłonią. Przydałyby się podkolanówki, gdyż będąc na samym czubku kuli ziemskiej, który naukowcy nazywają biegunem, nogi moje wpadały w puszysty śnieg po zmarznięte kolana. Był to mój następny błąd. Z górki było już szybciej i mniej zmarźle, więc spociłem się trochę, żałując przy okazji, iż nie włożyłem pod mój szlafrok podkoszulka antypotnego. Widział kto chodzić mokrym po dworze kiedy nie pada deszcz? Wyprawa moja to jedno wielkie pasmo błędów i nieprzemyślanych decyzji. Kiedy znalazłem się z powrotem pod mymi drzwiami postanowiłem, że na jutrzejszą wyprawę w tropiki, głębiny, czeluści wulkanów, czy w przestworza, przygotuję się w sposób bardziej przemyślany.