Opowiadania:
Przy samoczynnie otwieranych szklanych drzwiach, otwieranych bez pomocy rąk ludzkich, uzbrojonych w indywidualną siłę osobniczą, znalazłem anonimowy pamiętnik, pisany prawdziwą ludzką ręką, którą prowadziła moc rozumu, doświadczeń, przeżyć i zdarzeń dnia codziennego.
Ktoś zgubił pamiętnik własny, lub podrzucił go w tym miejscu, żebym go znalazł w sposób indywidualny i osobniczy. Otworzyłem z ciekawością podniszczony kajet, założyłem na mój nos, ciężkie, grube okulary, o niezliczonej ilości dioptrii i nic, kompletnie nic. Pamiętnik pisany był maczkiem. Takim maczkiem, że maczek wręcz przemienił Maczek na maaczek.
Albo spryciula, albo założenie godne strategów prowokacji, nawet siebie samych, bo wątpię, żeby tu wkradła się naiwność, rozkoszna niewiedza i nieznajomość kolei rzeczy i zdarzeń.
Mogę rzec, iż znalazłem zeszyt pusty, gdyż taka maczkowość to nie idzie ani tak, ani siak.
Wziąłem więc zeszyt nieczytek i nieodkrytek pod pachę i udałem się własnoręcznie do Labolatorium Głównego, żeby na specjalnej maszynie, której mechanizm czyni możliwe z niemożliwych, odczytać i przeanalizować pamiętnik, który, być może, mógłby stać się naszym przewodnikiem i drogowskazem, w jakim kierunku udać się po przekroczeniu automatycznych drzwi, otwieranych samoczynnie, bez pomocy ludzkich rąk.
Labolatorium Główne obiecało maczek Maczka wyolbrzymić i nadać mu czytelny wymiar do czwartku, zaraz po środzie.