- Sto
lat, sto lat, niech żyje, żyje nam! Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje
nam! Ryknęliśmy zgodnym chórem.
-Niech mi gwiazda pomyślności nigdy nie zagiśnie, nigdy nie zagiśnie,
a kto z nami nie wypije niech go dunder świśnie, niech go dunder świśnie!
Ryknął jeszcze potężniej Jan Bapłas, stuletni solenizant, dzielny staruszek,
uczestnik wojen bałkańskich i zamieszek kurlanckich. Jan podniósł kielich
do góry, ale nie wypił go duszkiem, podejmując ryzyko świśnięcia dundera,
gdyż stuletnia wątroba odwróciła się w tym momencie bokiem. Trudno.
Stałem kiedyś w szeregu wraz z innymi towarzyszami i jednym potężnym głosem
śpiewaliśmy pieśń, która unosiła się przez ciemne, ubogie wsie i nieuświadomione
miasta, a nasze spracowane, żylaste dłonie, w których to żyłach płynęła
czerwona krew, dłonie pełne ścięgien zwisały i splatały się dłoń w dłoń.
- Bój to jest nasz ostatni, krwawy skończy się trud, gdyż Związek Nasz
Braatni ogarnie ludzki ród!!
Zaczął nas ogarniać, od krańca do krańca i od brzegu do dna.
Związek Nasz Bratni ogarniał nas długo, bo tak nakazywała mu pieśń, a
bój? Bój rzeczywiście stoczyliśmy ostatni i krwawy i na zawsze skończył
się nasz trud.
- Wlazł kotek na płotek i mruga, ładna to piosenka nie długa.
Nucił ociężały kot Maciej i właził na płot, wręcz właził, a nie wskakiwał,
gdyż ociężałość jego była tak zniewalająca organizm, w tym członki kocie
i rozum, że oczy wyszły mu na wierzch na okrągło i z wysiłku zaczęły mrugać
jedne przez drugie i drugie przez sierść.
Powiem, powiem dalej...
Żołnierz Jakub, obrońca i najeźdźca zarazem, znalazłszy się w szczególnej
sytuacji na drodze swej żołnierskiej wędrówki, nie zaprzestając marszu
zaśpiewał.
- Żołnierz drogą maszerował, nad serduszkiem się użalił, więc je do plecaka
schował i pomaszerował dalej...
Jakub, dzielny żołnierzyk, przemierzając pole niedawnej bitwy, wśród urwanych
luf armatnich, oderwanych guzików od mundurów, wrogów nieżywych do końca,
wyrzuconych siłą wybuchu na przydrożne grusze i topole, na polej drodze
znalazł świeże jeszcze serce, wrogie, czy swoje, trudno orzec, więc je
do plecaka schował i pomaszerował dalej. Jakub musiał schować je do plecaka,
gdyż dwie ręce miał zajęte. W jednej dłoni dzierżył ciężki, stalowy karabin,
w drugiej mapę z wytyczonym azymutem.
- Szła dzieweczka do laseczka...
- La Kukaracza, la Kukaracza,...
Pieśń, piosenka, człowiek to jak brat i siostra, to jak klucz i wowłok,
jak Zamość w słoneczny dzień.
Lakuka raczyła. Dzieweczka nie wyszła z lasu, bo trup. Żołnierz Jakub,
żołnierzył. Kotek stracił oko, bo spadł z płota. Związek Bratni zmurszał
na amen. Jan Bapłas zmarł natychmiast, gdyż był starym człowiekiem. On
miał sto lat. Mnie wisi z nosa i dynda, więc muszę wyjść na wiatr, żeby
wiatr oderwał tego dyndla i będę miał spokój, przynajmniej do godziny
osiemnastej. |